Universum

Każda zmiana zachodzi tak naprawdę w świadomości. Poruszenie małym palcem jest tak samo tylko (i aż) jej objawem, jak eksplozja supernowej. Życie, które nigdy nie jest w pełni świadome wartościuje zjawiska na podstawie soczewek percepcji, jakimi są zwykle zmysły. Zmysły zwodzą nas, że coś jest "duże", a coś "małe". "dalekie", albo "bliskie"...
Wychodząc poza zmysły i iluzję bycia oddzielnym w stosunku do obserwowanego obrazu bytem, mając tę świadomość, że każda istota, którą obserwujemy i z którą wchodzimy w interakcje to INNY JA (inna wersja mnie), a także, że istnieje ścisłe sprzężenie zwrotne pomiędzy doświadczanymi zjawiskami, a stanem naszej (nie)świadomości - przestajemy wartościować.
To właśnie życie - nie pełnia świadomości projektuje cały ten rozległy pejzaż zwany wszechświatem - samo dla siebie i przegląda się w nim jak w lustrach. Ściślej rzecz ujmując robi to... MYŚL.
Myśl stwarza światy
W ten sposób życie poznaje samo siebie i zmierza, tracąc jedynie iluzje do... całkowitej świadomości i pełni harmonii. Im jej bliżej, tym projektuje rzeczywistość bardziej świadomie, bardziej precyzyjnie, jednak w całkowitej harmonii ustępuje jakakolwiek dynamika. To jak układanie puzzli, albo kostki Rubika - im bliżej celu, tym łatwiej. Ale, gdy cel zostanie osiągnięty - nie można wykonać żadnego ruchu, by układ nadal pozostał w stanie "doskonałym".
Całkowita harmonia to bezruch
Pełnia świadomości to... cisza, nicość. Wszystko i nic to dokładnie to samo.


To właśnie w ciszy słychać całą symfonię wszechświata. Nie tyle w braku dźwięków, ale zwłaszcza w tej pomiędzy... spadającymi kroplami deszczu, falami uderzającymi o brzeg morza... w powtarzanych słowach mantr, w tańcu... We wszystkim, co wokół ciszy jest w stanie zatoczyć krąg, co cykliczne. Tak, że przestajemy dostrzegać to, co krąg zatacza, a zaczynamy czuć bezforemną i nienamacalną ciszę w samym środku...
Dlatego też stając się pustym, staje się wszystkim. Na tym polegają wszystkie praktyki medytacyjne.
Cisza jest wszechświadomością
A życie... nigdy nie jest doskonałe, ale doskonałość nie jest życiem...
Życie i świadomość to stany równoległe. Choć tak naprawdę to złudzenie, że stany są dwa.
Paradoks polega właśnie na tym, iż w całej tej zabawie nie chodzi o to, by stać się całkowitą harmonią i w tym stanie pozostać. Nirvana, stan "zjednoczenia z Bogiem" to tylko horyzont zdarzeń... choć ustaje w nim czas, a raczej rozpada się jako jedna z wielu iluzji - to nie koniec. Każdy bez wyjątku kres jest iluzją...
Kiedy przejdzie się poprzez iluzję kresu wiele razy, wiele razy zanurzy w źródle wszelkiego zrozumienia, a potem wróci z niego na powrót do życia, zachowując pamięć bytu w niebycie i niebytu w bycie, wtedy rozpoczyna się drogę... do "wyższej doskonałości".
Albo... rozpoczyna się nią tak po prostu - tu i teraz 
Zwłaszcza, że potrzeba czegoś jeszcze...
Istnieje bowiem niewytłumaczalny matematycznie paradoks. Jednoczesna pełnia harmonii i niedoskonałość na dowolnym poziomie, czyli współistniejąca, a nie naprzemienna całkowita świadomość i pełnia życia... i tylko jeden most pomiędzy nimi... MIŁOŚĆ
Miłość łączy niedoskonałość z doskonałością
Doskonała miłość to bezwarunkowe kochanie niedoskonałego. Pełnię świadomości - doskonałą ciszę można osiągnąć tylko, kiedy rozpadnie się do końca nasze ego, a my na to pozwolimy. Pozwolimy do końca tylko z miłości do czegoś niedoskonałego. Tylko zapominając siebie można siebie do końca poznać. Uświadamiając sobie siebie w pełni, osiągając wszystko nie zechce się jednak w tym stanie pozostać z powodu miłości do niedoskonałego życia.
Constans dynamiki
...
i kiedy już utraci się do końca ostatnie złudzenie, że świadomość, życie i miłość to trzy różne stany - i stanie się pełnią wszystkiego - tak właśnie staje się... bytem światła ( aniołem... ale cicho, sza... )
...
PS. mała wskazówka... sztuka polega więc na tym, aby z jednej strony przestać te trzy stany rozróżniać, a z drugiej... przestać od któregokolwiek z nich uciekać... 
miłej nieskończoności...

Brak komentarzy: